Bronisław ma zaćmienie. A debata trwa

2015-05-05 22:24

 

Dobrze, że odbyła się ta audycja, chwilami przypominająca debatę. Nareszcie mogłem – nie kupując bajek medialnych – porównać kandydatów, zwłaszcza tych, których nijak nie znam i nie poznam „w praniu”.

Debatowali:

1.       Polityk, który od lat szasta swoim wizerunkiem, bez tożsamości, trwoniący zawsze to, co uzbiera: JP;

2.       Dziewczyna, która o polityce wie tyle, co panie u kosmetyczki, i dobrze jej z tym: MO;

3.       Muzyk, który uwierzył w to, że wyborca jest obywatelem, nawet jeśli go system-ustrój z tego obywatelstwa okrada: - PK;

4.       Przedsiębiorca, mający świetne rozwiązania do roli szefa izby gospodarczej: MK;

5.       Progresywny – jak mówi o sobie – ale za to zero merytoryczne: PT;

6.       Odwieczny monarchista, udający liberała, bystrzak ringowy: JK-M;

7.       Reżyser, wpatrzony z nabożeństwem w Tysiąclecie, apelujący o modlitwę: GB;

8.       Prawnik, mający manierę projektowania zmian metodą „pokręteł” prawniczych: JW;

9.       Biurokrata-prawnik, reprezentujący przede wszystkim swoją partię: AD;

10.   Nomenklaturszczyk partii centrowej, zakotwiczonej między parafią a biurokracją: AJ;

11.   Nie debatował pan, który staruje z handicapem, niczym inwalida, i to mu wystarcza: BK;

Nie mam ochoty wymądrzać się (a właściwie znęcać) nad tymi, którzy pierwszy raz dyskutowali przed wielomilionową publicznością. Szkoda, że po raz pierwszy. Jednak wiec to nie studio medialne.

 

*             *             *

Wszędy czytam anonse, jakoby Prezydent był kiep i ćwiara oraz nieuk i beztalencie (czytam też te drugie anonse, ale im nie dowierzam). A przecie Konstytucja stanowi, że akurat jest odwrotnie. Chyba, że oni nie Prezydenta, a jeno Bronisława tak mają za żadnego i nikogo. Wtedy się zgadzamy.

Zgoda, nie jestem odeń lepszy. Tylko że ja się nie upraszam o żyrandolową fuchę, choć marzę (każdemu wolno). Wystarczy mi, że się czasem ze mnie pośmieją znajomi (są np. tacy, którzy mnie nazywają Forestem Gumpem). Po co mam swoje niedoskonałości wystawiać na pośmiewisko milionów, których nie znam i nigdy nie poznam?

A Bronisław się nie krępuje. Ma parcie. I kilka lewarów wspierających jego marzenia.

Najpierw wyjaśnienie, które i tak mnie nie uchroni, jeśli po drugiej stronie jest ten Bronisław Maria, którego opisuję poniżej.

W świecie latynoskim albo bliskowschodnim, a nawet hinduskim jest przyjęte, że się o przywódcy i do przywódcy mówi po imieniu, co oznacza nutkę poufałości, ale przede wszystkim podkreśla familiarność, że niby on nasz jest, ten przywódca. I dopiero wtedy, kiedy on sam dostaje kwiku – wtedy forma imienna oddala się ku kodeksom i jej użycie grozi ludzkiej kondycji, jak w przypadku Stalina czy paru innych narcyzów.

Nieraz – również w Polsce – ludzie wznoszą okrzyki w rodzaju Wiesław, Wiesław. Bo go mają za swojego, tyle że wyniesionego.

Ostatnio nasi „najwyżsi” są jednak przeczuleni na punkcie swojej powagi, przez co owej powagi im paradoksalnie ubywa. Pamiętam, jak Owsiak przeszedł ze mną na „pan”. Bo nie dość zdaje się było nabożeństwa z mojej strony wobec jego światłości. Przyznacie, rzadkość u pana Owsiaka, który „tyka” wszystkich i wszystko.

Nie mam obaw przed karą, jaka mnie czeka, kiedy przyboczni Bronisława, dziś „namber łan” kampanii wyborczej (Bronisławie: słowa w cudzysłowiu wskazują na to, że na mojej liście jesteś największy) – zatem kiedy owi przyboczni doradzą mu, żeby przykopał, aż jęknę.

Ludziom się zdarza, że oprócz ich nad-ambitnych marzeń, trafi się niekiedy zbieg okoliczności, które człowieka wynoszą hen, wysoko, gdzie każdy pijanieje. Takie coś przydarzyło się Bronisławowi Komorowskiemu, katolikowi z kilkorgiem dzieci, z żoną pełniącą prawem kaduka na mój koszt rolę Pierwszej Damy, z niejasnym pochodzeniem klasowym (podobno hrabia), z nie do końca jasną przeszłością koleżeńsko-opozycyjną, z długą listą państwowych posad na koncie i jeszcze dłuższą listą gaf i wpadek, za które każdy ma prawo z niego drzeć łacha, i ole pamięta, że Bronisław Komorowski to jedno, a pełniony przezeń urząd, przydzielony czasowo na skutek procedur głosowaniowych – to drugie.

Ja tam do urzędu Prezydenta nic nie mam, zwłaszcza że doświadczyłem piastujących pięciu (Jaruzelski, Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski), a o paru innych słyszałem. Każdemu w okolicach tego urzędu odbija palma, a co dopiero komuś, kto jest w oku cyklonu!

Dlatego przyjrzę się temu dobremu człowiekowi po ludzku, jak bratu, kilkadziesiąt miesięcy starszemu.

Stałem nie raz, nie dwa, pełniąc różne role, przed dużym audytorium, a nawet przed kamerą czy mikrofonem. Wiem to – jak każdy kto stał – że w takich sytuacjach podstawowym stanem człowieka jest zaćmienie. Patrzy i nie widzi, korków w uszach nie ma a nie słyszy. Tępo robi swoje, chyba że ma kompletną agorafobię (panika w kontakcie z audytorium skierowanym ku człowiekowi) – wtedy baranieje.

Są tacy artyści sceniczni (mówię o tych solo, bo w chórku łatwiej), są też mówcy wiecowi, a nawet dowódcy wojskowi, i jeszcze kapłani, którzy za którymś razem potrafią rozróżniać twarze, głosy, atmosferę. Przeistaczają sie w wiecowników, jak Ikonowicz. Inżynierowie eventu – chciałoby się rzec, z podziwem za ich kontrolę nad ściskającą się grdyką, tikami twarzy, drżeniem mięśni nóg, rąk, pleców, poceniem się i jąkaniem oraz suszą w przełyku. Ja też już jestem „miszcz”. Nie straszne mi żadne trybuny, podwyższenia, cokoły, mównice, krzesła naprzeciw tłuszczy, natrętne mikrofony i zimne oko kamery.

Bronisław tego nie opanował. Naprawdę, uwierzcie komuś, kto miał jak on. Może dlatego odradzono mu stanięcie w jednym kręgu z pretendentami.

Mniejsza o jego objawy zaćmienia. To ludzkie. Każdy to ma, chyba że kukła. Internet sobie na Bronisławie używa. Niesprawiedliwie. Cóż on jest winien, że myślał iż jest dobrego urodzenia i w ogóle pan nad stany? Cóż on jest winien, że ma dysleksję, czyli trzeźwą odmianę pomroczności jasnej czy choroby filipińskiej? Cóż on winien, że wyobrażał sobie, iż dyplom historyka zastępuje szare komórki? Cóż on winien, że wychowano go w domu parafialnym w rytach, gdzie jasnym było, kto gotuje, kto śpiewa, kto zakłada papie kapcie, kto strzela, a kto kule nosi? Cóż on winien, że nabzdyczony taki? Ja też tak miewam, tyle że nie na stałe. Może i on – jak w legendzie podobnej tym o Ho Shi Minh czy Kim Ir Sen albo Leninie – kiedy go weźmie natchnienie (przy czyszczeniu lufy albo wychylaniu lufy), bywa fajowski do upada – ale ma trudności w pokazaniu tego szerszej publiczności. A już na pewno tzw. Narodowi. Ten zaś – rzeczony Naród – chyba już sobie odpuścił i niczego odeń nie oczekuje powyżej myśliwsko-hrabiowsko-parafialnej, gburowatej rutyny.

Rozmarzę się, źle nikomu nie życząc. Wsiada Bronisław do kolejki linowej, a z nim Marszałek Sejmu i Senatu, Premier(ka) i kilka innych osób, które są przede mną w kolejności zastępstwa w roli Głowy. Więc dzwoni do mnie szef protokołu (podpowiadam: telefon jest na moim profilu) i powiada: panie Janie, kolejka się rypła, bier pan jaką marynarę, może być jasna, jaką lubisz, i dawaj do Pałacu, bo służba (tfu, załoga) czeka. No, to ja wsiadam w WKD i już po godzinie jestem w Pałacu, jednym, drugim, wyciągam spod poduch i ręczników oraz ze skrytek różne haki, jakie Bronisław miał zabunkrowane na mnie i na moch kolegów. Bo u nas jak nie ma na ciebie haka, to kariery nie zrobisz, zbytnioś niezależny. Przeglądam zatem na hybcika te haki, bunkruję je potem w swoich własnych skrytkach – i lecę do Sejmu przysięgać, wcześniej poudawawszy smuteczek z powodu urwanej linki kolejkowej. Jaki palant będzie się smucił, kiedy mu się taka fucha trafia?

Koniec marzeń: trzeba się najpierw dobrze zapisać w gronie jawnym i sekretnym, trzeba dać gwarancję, że kiedy powierzy się takiemu „odcinek” robót – to znajdzie fachowców, sprawę przepchnie. ONI muszą wiedzieć, że mogą na takiego liczyć.

Ja tam zaniedbałem ten niezbędnik – i teraz klops. Choćby się w każdym powiecie urwała kolejka z setką dygnitarzy – to i tak nie wysunę się na prowadzenie. Dlatego każdy może mnie bezkarnie nazywać jak chce, a sądy mi odpowiedzą: mały jesteś, to cierp obelgi i poniżenia. Prezydentować to se możesz pod mostem, w porywach.

No, nie będę kląskał i się moczył, niech będzie. Popatrzę, ile wart jest Bronisław, który w pierwszej podorywce chce zatrzasnąć innym dzioby i dalej snuć marzenia niczym Śmigły Rydz.

Ostatnio Bronisław zatrudnił niejakiego Zgodę, aby mu budował(a) różne atrapy, a do pary przywołuje Bezpieczeństwo, by czyścił(o) do imentu budżet Państwa z gotówki. Ale Zgoda z Bezpieczeństwem to fajtłapy i tylko w takiej roli pasują do Bronisława. Znaczy: należną gotówkę, apanaże i ukłony przytulą, ale co do całej reszty – to mizeria (wszelke skojarzenia są przypadkowe i nieuzasadnione). Będą się mizić i mylić, będą mieszać porządki i szarże, aby na koniec wrzasnąć: i tak przegracie, bo was jest mniej.

Cholera jasna, że się, Bronisławie, wyrażę. Ty się już nie odzywaj, ty poproś na kartce pytania i scenariusze, a potem odbierz od przybocznych gotowiznę i co najwyżej w ten sposób się spontanicznie z Narodem porozumiewaj. Bo ty masz zaćmienie, kiedy za dużo ludzi na ciebie patrzy i słucha. I miałbyś w tym studio, bo woziliby się po tobie jak po burej suce, mając rację w każdym słowie. A może masz to zaćmienie na stałe? Jak ta Ewa K., która mimo wysiłków Angeli i anieli (stróżów) honory płotu oddawała. Zaraza tam u was jaka, czy co.

Obywatelu Bronisławie! Z należnym szacunkiem odnosząc się do urzędu, który piastujesz, pełnisz, zasiadasz, celebrujesz – właściwe podkreślić – mam jednak przekonanie, że spośród wszystkich ludzi, których znam z widzenia telewizyjnego – ty akurat najmniej się nadajesz do tej fuchy, na jaką startujesz, wstydu nie mając po pierwszych pięciu latach szansy. I nie usprawiedliwia ciebie słabizna pozostałych rozgwiazd. Bo ty miałeś 5 dużych lat na to, by się ogarnąć i jakoś upodobnić do prezydenta, choćby takiego socrealistycznego, jak ostatnio na twoich stylizowanych „na miedź” foto-grafikach. Oni nie mieli, więc się szamocą. Chwała im. A ty nieuk jesteś, wałkoń i leń. I jak masz jaja – to wystąp na ubitą ziemię sądową i pokaż, żeś nie taki, jak cię maluję. Kiedy zaś mnie „pociągniesz” za 212 – to nie poradzę, tylko zapłaczę nad Narodem, który będzie na ciebie łożył kolejną kadencję. I na mnie będzie łożył, bo grzywny nie zapłacę, ze skutkiem wiadomym.