Antytantiema

2011-06-12 16:01

W młodości byłem człowiekiem lewicy. Z przekonaniem, choć nieuzasadnionym merytorycznie, spontanicznym i infantylnie szczerym. Wychowałem się w biednej rodzinie na PGR-owskim zadupiu, od przedszkola po studia dużo zawdzięczałem polityce wyrównywania szans, jaką uprawiała do końca PRL.

 

Moja lewicowość przetrwała terapię szokową, zatem była we mnie wystarczająco długo, bym zdołał poddać w wątpliwość kilka spraw:

 

1.       Po co Kubańczycy szerzą komunizm w Angoli, skoro robią tylko smród Idei, a komunizm i tak sam zwycięży? (to było na spotkaniu z Broniarkiem, w WAT, w 1978 roku);

2.       Dlaczego ZSRR nie realizuje Dekretu o pokoju, pierwszego aktu władzy radzieckiej, i trzyma nieco na siłę mocną ręką różne republiki w składzie państwa radzieckiego, do tego uzależnia od siebie Europę Środkową, ładny kawał Arabii, Azję Centralną, do tego Wietnam czy Kubę? (to było w ramach jakiejś odświętnej dyskusji, w roku 1979, w Lęborku);

3.       Po co dyrektorzy biorą ciężkie wypłaty, by potem swoje porażki ekonomiczne zwalać na „trudności obiektywne”, co oznacza, że są albo matołami (nie przewidzieli), albo złodziejami (wiedzieli, ale zasmakowali w premiach)? (1980, zebranie Wydziału FiS, SGPiS);

4.       Po co nam socjalizm domniemany (tak domniemany a nie realny), skoro w rzeczywistości wspieramy państwowo-nomenklaturowe koterie kosztem ludzi pracy? (to było 1984 roku w Śródborowie, do Telewizji, kiedy zostałem szefem Akademii Młodych);

5.       Dlaczego konsultacje społeczne, „pas transmisyjny”, działa tylko w jedną stronę, w postaci odgórnych instrukcji dla „dołów”, gdy tymczasem sens demokracji (zwanej wtedy socjalistyczną) opiera się na wsłuchaniu się w głos „oddolny”? (to było w okolicach 1986 roku, na forum OPZZ);

 

Nie, nie czuję się kombatantem walki z komuną, a jak kto chce, może mnie nazywać komuchem, nawet wykształciuchem, chociaż każde kolejne takie wystąpienie kosztowało mnie ANTYTANTIEMY: powolutku z „jednostki pozytywnej” przeistaczałem się w osobę trędowatą, której nie warto ruszać, ale też wspierać nie ma po co, bo on „nie nasz jakiś”.

 

W międzyczasie doszedłem do „jedynie słusznej” konstatacji, że to całe polskie lewicowanie, to oficjalno-rządowo-parlamentarne i to oddolno-flibustierskie, oparte jest na skrajnym konserwatyzmie: rodzina najważniejszą komórką społeczną, hierarchia podporą struktur społecznych, kto spolegliwy i pokorny ten idzie w górę, jest jedna słuszna myśl, jedna słuszna partia, jeden wspaniały przywódca, mrówczą pracą dla przyszłości budujemy nową Polskę, każdy twój ruch powinien uzyskać imprimatur z góry, zwłaszcza ruch intelektualny), oddolnym się należy minimum jak psu sperka, państwo ma nas nosić na rękach ewentualnie bić po tyłku. Itd., itp.

 

Więc nie zmieniłem poglądów, tyle że teraz nazywam je konserwatywnymi. Nadal mam wrażliwość na tupet i bezczelność Państwa i Nomenklatury, Urzędników, Funkcjonariuszy, Organów, nadal cierpię, kiedy widzę niezasłużoną biedę i niemożność wyrwania się człowieka z zaklętego kręgu niemocy, nadal sądzę, że Monopol to największe zło społeczno-ekonomiczne, prowadzące do ruiny przedsiębiorczości, innowacyjności, do wyzysku, do dołowania naturalnej żywotności ekonomicznej. Nadal twierdzę, że to nie ja i nie miliony maluczkich powinny płacić za gospodarcze szaleństwa Władzy (patrz: licznik Balcerowicza), nie mówiąc już o imperialnych zabawach militarnych w Arabii i Azji Centralnej czy Jugosławii. Nadal sądzę, że podstawą ustroju społecznego powinna być obywatelskość Ludu, któremu nie wolno ściemniać, którego nie wolno ogłupiać, na tej obywatelskości powinna być zbudowana samorządność rzeczywista (nie fasadowa) i demokracja (jakże inna od tej kojarzonej z wyborami, NGO-sami i prawem do gadania trzy-po-trzy!), że każdemu powinno się zapewnić realną, nie liberalną szansę na godne życie i samorozwój, a także bezpłatną edukację w dziedzinie nauk społecznych, nie myloną z indoktrynacją (komunistyczną czy liberalną, jeden czort). Nadal podkreślam, że jeśli ktoś wspierał przez lata czynnie zły System i jest jego beneficjentem – nie powinien być w gronie tych, którym się powierza zmianę tego systemu (Balcerowicz to mój prywatny symbol rzeszy pajaców, co to zawsze są na czele przemian, jako mieszacze i decydenci, w lewo, w prawo, byle przemiany były). Nadal twierdzę, że System, w którym ludzkie nakłady i energia oraz ambicje są w większości marnowane i przepadają, bo są nie na rękę monopolistom ekonomicznym czy politycznym – to System nieludzki, godny obalenia od zaraz.

 

Ktokolwiek coś wie o konserwatyzmie, ten widzi, że jestem konserwatystą oddolnym i maluczkim, a nie hierarchicznym.

 

To wyjaśnia, dlaczego moje ANTYTANTIEMY nadal przyrastają, choć zmienił się ustrój polityczny i tzw. System (moim zdaniem, rzeczywistość materialno-społeczna niewiele się zmieniła od 50 lat (nie licząc naturalnych przemian cywilizacyjnych niezależnych od Systemów), tyle że teraz jest więcej mętnej wody, nierazbierichy, niepewności, raju dla cwaniaków – i to w podobno „demokratycznym państwie prawa”).

 

 

*             *             *

Piszę te słowa – pół roku przed wyborami – do wszystkich, którzy zauważają, że warto klikać na moje internetowe wynurzenia (setki tysięcy kliknięć miesięcznie, z tego 20% w Polsce). Piszę dlatego, że widzę swoiste „napięcie imperatywne”, które w naszej części świata rozładuje się w wielkim spazmie kryzysu zaufania do Państwa i Nomenklatury, a Polska, jak to ona, będzie jak zwykle na czele tego spazmu, po czym dostanie swoją porcję kopniaków w tyłek, okradną ją z czego się tam jeszcze da – i pozostawią, może odżyje, może się wyliże.

 

Nasi zaś rodzimi wodzowie, chodzący wciąż na czyimś pasku, widzą to akurat odwrotnie, że Polska mesjaszem narodów wciąż będzie. A oni największymi graczami świata. Że wyspa nasza zielona, kwitnąca ogrodami dostatku. Że kto marudzi, ten defetyzm sieje.

 

Znacie inne słowo niż pajac?