Żarłacze

2012-03-01 07:26

 

Kiedy się podczas jakichś business-party przysłuchać rozmowom naszych salonowców w pierwszym pokoleniu, którzy pierwszych grubszych portfeli dorobili się na geszeftach z władzą albo „jakimś swędem” (tak, należę do tych nieszczęśników, którzy nie wierzą, że grubych milionów można dorobić się uczciwie w kilkanaście lat) – to słychać, jak zanika jeszcze niedawno dobrze słyszalne „podbieraj małymi łyżeczkami, dłużej będziesz przy stole”.

 

Ta typowa złodziejska przestroga królowała niegdyś w kuluarach, gdzie antyszambrowano w sprawach kolejnych wyprzedaży, koncesji, opcji przetargowych i podobnych „lodów”, jakie się wtedy „kręciło”.

 

Dziś wyraźnie widać, że zmienił się „zestaw sreber stołowych”: łyżki stały się wielkie, a do nich dodano ostre noże z haczykowatymi zębami. Oznacza to krwawe łowy, w których pokotem padną nie tylko „leszcze” z nizin gospodarczo-biznesowych, ale też zaczną się harce „między swemi”.

 

Na moje oko jest to najbardziej ewidentny przejaw nadchodzącego kryzysu, co w języku business-party oznacza, że dzwonią na ostatnią przystawkę. Łaknący świeżyzny pożal się boże biznesmeni, których nikt nie miał głowy uczyć ani etosów, ani charytoniki, ani utylitaryzmu, ani deontologii – rzucają się już na wszystko, nie bacząc, że publiczność coraz odważniej zagląda przez okna, których nikt już nie zasłania.

 

Najdroższy stadion świata, na którym z trudnością można rozgrywać mecze, choć to stadion piłkarski. Gigantyczne kontrakty menedżerskie kompletnie abstrahujące od wyników pracy, sól przeznaczona do posypywania dróg ląduje w zakładach mięsnych, na budowie autostrady w dzień dostarcza się masę budowlaną, którą nocami z tej autostrady kradziono, autostrada parcieje jak stare portki, choć jeszcze jej nie oddano do użytku, tnie się wszystkie możliwe wydatki społeczne, np. zdrowotne, socjalne czy emerytalne, kręcąc przy tym jak przyłapany uczniak, co krok to jakiś przekręt, niedoróbka, wszędy ktoś coś pospiesznie skubnie i udaje nobliwego legała pełnego cnót.

 

To skrót z ostatnich tygodni, dalece niepełny. Na światło dzienne od kilkunastu lat średnio raz na tydzień wypełza jakiś szwindel (klasy gminnej, powiatowej albo ekstra-klasy), z udziałem nomenklaturowo powiązanego biznesu albo wprost nomenklatury. Ile zaś szwindli jeszcze udaje się pozamiatać pod dywan?

 

Geszefty, geszefciki, geszefciątka.

 

Kanar w pociągu regionalnej kolei, niedogrzanej, niedomytej, spóźnialskiej, awaryjnej, wszawo-obleśnej z wyglądu i dotyku, pokazuje mi jakiś regulamin (z komentarzem: noszę to specjalnie dla takich mądrali jak pan), w którym jak byk stoi, że mam mu WRĘCZYĆ bilet i dowód osobisty, a nie OKAZAĆ. Dobrze, wręczę, ale za pokwitowaniem. Bo kontrolerzy to nie jest instytucja zaufania publicznego (zresztą, bankowcom, policjantom i innym „zaufańcom” też trudno dziś jest zawierzyć, powierzyć, uwierzyć), ich para-policyjne uprawnienia są z mocy prawa nieważne. Ale oni chętnie ich używają, bo każdy jeleń oskubany za „niewyraźny podpis na legitymacji” – to ich plugawy zarobeczek.

 

Zresztą, kontrolerzy wszelkiej maści, windykatorzy (preparujący pokaźne długi z prawie-niczego), komornicy (nie znający pojęcia „wyrok na korzyść dłużnika”), zblatowani z nimi sędziowie „w trybie nakazowym” (nigdy nie mający wątpliwości co do winy), strażnicy-stójkowi (czyhający na sytuacje bez wyjścia), urzędnicy stróżujący przy pieczątkach (udostępnianych za „co łaska”), inspektorzy od norm i przepisów (przymrużający oko według „cennika”), egzaminatorzy różnych branż (zapłać a zdasz), naganiacze „okazyjnych pożyczek”, rozmaici przyłapywacze i rwacze dojutrkowi – to tylko pośledniejsze wydanie tych, którzy „bywają” oraz „obcują” i dzięki temu nie muszą użerać się na co dzień z polską nędzą.

 

Wymiar od mierzenia i wyważania sprawiedliwości – sam raczej zasługuje na „domiar”. Myślenie kategoriami obywateli nie jest tam – powiedzmy to jasno – powszechne, za to pogarda dla „wkręconych w tryby” – aż nadto oczywista.

 

A poza tym rośnie nam PKB, rząd paraduje przed mediami w dobrych nastrojach, wzrasta poczucie narodowej szczęśliwości, ufnie spoglądamy w piłkarską przyszłość…

 

Do wiosny?